wyjazdy, powroty

Zaduszki

Och, przyjaciele,
tak wpatrzeni w tę śmierć niepowrotną,
tak się do niej spieszycie zażarcie,
tak ją uwodzicie samolubnie.

Zapominacie o mnie, przerażonej,
wciąż niepewnej dnia ani godziny,
przycupniętej wstydliwie na przyzbie wieczności.
Nie wiecie pewnie, że wasz czas nie starczył,
żeby przechytrzyć materię, zostawić
twardy odcisk w powietrzu, suchą wyrwę w wodzie,
ślad na kamieniu, który trzymam w dłoni
i nie wiem już, od kogo jest prezentem.

By was przywabić zapalam raz w roku
światełka chwiejne jak wyrzut sumienia,
odprawiam gusła, sypię do miseczek
strzępy rozmów niebyłych i pytań spóźnionych
i czasem niemal wierzę, że jesteście blisko,
choć nigdy nie ośmielam się spytać: jak leci?