Martwa natura ze starym małżeństwem
Rano
Kiedy budzę się pierwsza,
jest nareszcie rozsądnie, noc nie jest wrogiem dnia,
obejmują się i przenikają, do widzenia
następnym świtem, rozdzielne ich włości
mieszają się na mapie jak mleko z płatkami
i dżem z miodem, białe i czarne anioły
stoją rzędem wzdłuż stołu podając talerze,
niewinny, grzeszny, niewinny i grzeszny,
zęby łakome błyskają spod skrzydeł,
deszcz zgrzebny, szary na ścianach i szybach,
w łóżkach bezbronne głowy, pełne snów straszliwych,
tajemnic i zagadek przykrytych oddechem,
na korkowych podkładkach biało-niebieskie miseczki,
jogurt, rzodkiewki, masło, nóż do chleba.
Będą przychodzić jeszcze śpiący, mrużyć oczy,
dziwić się, że czekałam tylko na nich,
walcząc na przemian z czarnym i białym aniołem.