Martwa natura ze starym małżeństwem
Spotkanie z synem
Jestem szkatułką, sejfem, strażniczką cudzego skarbu,
przechowalnią wydarzeń, które nie mnie się zdarzyły
ale mnie tylko są znane, paluszków jak szpilki,
pierwszych uśmiechów, kroków, mlecznych zębów,
okruszków i odłamków, złożonych naprędce
w chybotliwą konstrukcję, zwaną od tej pory
światem. A może życiem? Nie wszystko pamiętam,
nie znajdę mu adresu kolegi z przedszkola,
nie powiem mu, gdzie spotkał swoją pierwszą cyfrę,
jak się zjawiło słowo, skąd przyleciał wróbel
i co czuł, kiedy wsiadał na konia, wielkiego
jak szafa, przytulnego jak sofa w niedzielę.
Jeszcze jest ze mną, we mnie, jeszcze się przytula,
kołysze, otoczony snami płodowymi,
ale już jest malutki, coraz mniejszy, znika,
punkcik na horyzoncie, samotny wędrowiec,
mój wierzyciel, mój dłużnik, obojętny świadek.
A mnie obojętności nigdy nie wystarcza,
zgarniam resztki deseru, zmywam filiżanki,
wkrótce zapiszę w księdze jak ja krótkotrwałej,
że wzbogacił aktywa o krótką wizytę.