chryzantema
Zaćmienie słońca, 11 sierpnia 1999
Staliśmy na rozległym, szczeciniastym polu,
cień przeszedł, świat widzialny otoczyła zorza,
a niewidzialny wdarł się w środek dnia.
Owce beczały nie wiedząc gdzie zachód, gdzie wschód,
w mieście Pirmasens może układano stos,
samobójcy skakali, naciskali spusty
lub odkręcali gaz. Na wschód od Karlsruhe
rozstąpiło się niebo i zebrani gapie
zobaczyli przez moment gwiazdy i koronę
(uśmiech losu, doprawdy, przy tym zachmurzeniu).
Nie prowadzę dziennika. Wtorki i soboty
znikają mi bez śladu, toż samo piątki i niedziele,
nie pamiętam, kto dał mi tę broszkę z opalem,
a z kim dziesięć lat póżniej spędzałam Sylwestra,
więc doceniam ten dzień. Jeżeli nie dopisze pamięć,
mogę szperać w rocznikach gazet, pytać astronomów,
Jedenastego sierpnia, tak, to była środa,
staliśmy razem, ojciec, matka, dziecko
przejęci myślą, że te dwie minuty
jeszcze bardziej niż inne nam się nie powtórzą.