pęknięte naczynie

Uparte

Uparte, głodne, nie da się odprawić z kwitkiem,
czepia się mnie nachalnie, budzi w środku jawy,
każe podziwiać piórko, żdżbło, gałązkę,
Ślad na piasku spłukany już dawno przez falę,
roześmianą psią mordę i szczęśliwy ogon,
jaskry jaskrawe, poczwarki poczwarne,
każe słuchać jak czajki płaczą nad łąkami
i jak się Mozart mocuje z tramwajem,
ustawiać słowa - wszystkim przecież znane-
ciągle na nowo w pląsach i lansadach
czuć ból nie własny i radość nie swoją,
oburzać się na krzywdy nie mnie wyrządzone,
udawać, że się piło ze żródla mądrości
i opowiadać o tym niechętnym słuchaczom.