chryzantema

Droga przez wieś

Idąc po chleb do sklepu zwalniam przed zakrętem,
po prawej stronie, w rzędach, karna kompania karpieli,
po lewej zachrypnięty Burek warczy: obca!, obca!,
zdradzając całej wsi, że jestem tylko przechodniem,
choć przesiąkłam zapachem ziemniaczanym, suchym,
podążającym za mną od dziesięcioleci
jak pył, wzruszony słońcem i kołami wozów.
Nawet kiedy zabieram ze sobą motykę,
zgarbione plecy, ręce z odciskami,
nieprzejednany kundel czuje pismo nosem
i ujada na trwogę: obca! obca!